Micro Roni & CZ P10C

Niedawno miałem okazję zapoznać się bliżej z czwartą generacją adaptera do broni krótkiej izraelskiej firmy CAA Tactical – Micro Roni. Jednodniowa zabawa na strzelnicy tym sprzętem skłoniła mnie do pewnych przemyśleń, którymi chciałbym się podzielić. Ale po kolei.

Micro Roni – co to takiego?

Ogólnie rzecz biorąc Micro Roni to urządzenie (nazywane również egzoszkieletem, konwersją, adapterem), które ma za zadanie polepszyć celność strzelania z broni krótkiej. Czyni to w sposób prosty – dodając strzelcowi dwa dodatkowe punkty podparcia: chwyt przedni i kolbę. Idea tyleż prosta, co nie nowa. Wystarczy spojrzeć wstecz aby uświadomić sobie, że konstruktorzy broni palnej od dawna zdawali sobie sprawę z zasady „im pewniej trzymasz tym celniej strzelasz”. Przypomnijmy sobie Mausera C96 czy polskiego VISa wz. 35, do których można było przymocować jako kolbę drewnianą kaburę. Od czasu Mausera czy VISa minęło trochę czasu ale prawa fizyki się nie zmieniły. Nic więc dziwnego, że różni producenci próbowali przez lata wypuszczać na rynek konstrukcje, które miały za zadanie poprawić stabilność układu strzelec – broń. Najczęściej były to kolby dostawne do pistoletów. Dodatkowe chwyty przednie były dużo rzadziej spotykane i nie ma się co dziwić gdyż z zasady wypaczały jedną z podstawowych zalet broni krótkiej – jej poręczność. Chociaż dla porządku można wspomnieć o konstrukcjach takich jak strzelająca trójstrzałowymi seriami Beretta 93R, która była wyposażona w składany chwyt przedni, czy CZ 75 FULL AUTO gdzie jako dodatkowy uchwyt mógł służyć zapasowy magazynek. Jednak konstrukcje te śmiało można zaliczyć do wyjątków od reguły.

Idea wszelkiego rodzaju „dodatków” do pistoletów nie przebiła się jednak do masowego użytkowania. Dlaczego? Wydaje się, że odpowiedź jest prosta – bo nie miała zastosowania u „zawodowców”. Służby policyjne czy wojskowe w większości państw wolały przyjmować na wyposażenie pistolety maszynowe. Ich niewątpliwą zaletą (oprócz prowadzenia ognia ciągłego i małych rozmiarów) było to, że zostały opracowane od początku do końca jako urządzenia kompletne. Zdecydowanie zmniejszało to ryzyko, że w newralgicznych momentach nie narażą użytkowników na ryzyko awarii wynikającej z modułowej budowy takich zestawów, złego spasowania elementów czy po prostu podatności na uszkodzenia mechaniczne. A ponieważ, jak to najczęściej bywa w mundurówce pieniądze nie stanowiły problemu – koszty zakupu spadały w hierarchii ważności na plan dalszy. I dobrze, bo co by nie mówić o wszelkiego rodzaju usprawnieniach pistoletu, to z punktu widzenia zwykłego śmiertelnika wolę aby policjant czy antyterrorysta ochraniający mnie przed bandziorami miał do dyspozycji MP-5 niż Glocka 17 z doczepianą, nawet najbardziej wypasioną kolbą. Powstaje wobec tego pytanie:

Skąd się wziął Micro Roni?

A no stąd, że rynek nie znosi pustki. W różnych państwach na świecie wprowadzano rozmaite rozwiązania prawne odnośnie użytkowania broni palnej przez podmioty nie będące agendami państwowymi. Najogólniej mówiąc w niektórych panuje full-wypas i praktycznie każdy może wyposażyć się w każdą broń (no może prawie każdą), w innych posiadanie broni ogranicza się do przysłowiowej procy i kija. Jednocześnie w niektórych regionach świata, w ramach szeroko pojmowanego urynkowienia usług rzeczą normalną było, że nie tylko policja i wojsko zajmują się ochroną obywateli przed zagrożeniami. Dlatego każdy, kogo było na to stać, mógł wynająć specjalistów z firmy „x” czy „y” do ochrony siebie, swoich bliskich, pracowników czy ciężko wypracowanego majątku. Jeśli dodać do siebie jedno i drugie, czyli prywatny rynek usług ochroniarskich i zawiłości lokalnego prawa to w efekcie wyjdzie nam … Izrael. Żeby nie przedłużać – prawo tego kraju nie pozwala pracownikom firm ochroniarskich na posiadanie broni długiej. Konwersje nie łamią tego przepisu. A że jak już pisałem rynek nie znosi pustki …

Firmy izraelskie zabrały się jednak za sprawę dużo poważniej – przede wszystkim wzięły pod uwagę głosy tych, którzy z tym sprzętem pracują każdego dnia. Tych, którzy nie tylko zawierzają mu życie i zdrowie klientów ale często swoje własne – a region, co by nie mówić do najspokojniejszych nie należy. Uwzględniano więc uwagi użytkowników, produkty były stale udoskonalane. Świadczy o tym fakt, że kolejne modele konwersji były coraz solidniejsze a ich obsługa coraz prostsza. W przypadku Micro Roni to już czwarta generacja produktu. Obecnie egzoszkielety do broni krótkiej wytwarza m.in. izraelska firma FAB Defence oferująca model KPOS Scout , jak również drugi potentat izraelski CAA Tactical – oferująca właśnie Micro Roni. Wkrótce i inne koncerny światowe skierowały swoją uwagę na ten mimo wszystko niszowy rynek akcesoriów do broni – przykładem niech będzie chociażby szwajcarski B&T oferujące produkty z rodziny USW (Uniwersal Service Weapon). Firmy dopasowują swoją ofertę do potrzeb rynku – najlepiej widać to po modelach pistoletów, do których są produkowane – czasy dominacji Glocka już dawno przeszły tu do historii. Ja miałem akurat możliwość przetestowania wersji przeznaczonej dla CZ P-10c.

Jaki więc jest Micro Roni?

Krótko mówiąc – solidny. Egzemplarz, który mogłem przetestować nie był świeżo wyjęty z pudełka. Nie miał też „na liczniku” pięciuset tysięcy wystrzelonych kulek. Był użytkowany przez osobę cywilną – hobbistę i pasjonata strzelectwa. Możemy śmiało przyjąć, że był użytkowany rozsądnie i spędzał na strzelnicy po kilka godzin – raz, dwa razy w tygodniu. Całość wykonana z solidnego polimeru i aluminium – bardzo sztywna. Nie zauważyłem w nim też żadnych luzów, usterek, uszkodzonych elementów, zmęczenia materiału. Pistolet spasowany w adapterze siedział pewnie. Ogólnie bardzo pozytywne wrażenie – w trakcie strzelania nie miałem poczucia, że za chwilę coś odpadnie. Obsługa – prosta i intuicyjna. Całość zestawu po zamontowaniu pistoletu bardzo poręczna. Oczywiście zawsze można marudzić, że manual nie taki jak AR-ach, że nie wyrabia się nawyków, itp…. Proszę…. Litości. Celność – no cóż. Nie odkryję tutaj Ameryki – jest duuuużo lepiej. I tutaj postawię kropkę. Nie będę się silił na szczegółową recenzję bo tych w internecie znajdziecie na pęczki. Jeśli ktoś lubi roztrząsać czy kąt pochylenia rękojeści powinien być o pół stopnia większy lub mniejszy – odsyłam go właśnie tam. Ja mogę tylko opowiedzieć o swoich wrażeniach – a te są jak najbardziej pozytywne. Po prostu osadziłem na szynie montażowej kolimator, zapakowałem do niego pistolet, przystrzelałem całość i zająłem się tym co potrafię najlepiej – czyli strzelaniem. Nie bawiłem się przy tym w strzelanie precyzyjne natomiast miałem na tyle czasu by porządnie „pobiegać” po torze. Zapewniam, że Micro Roni daje radę. Frajdy miałem co niemiara. Z każdym wystrzelonym pociskiem byłem coraz bardziej przekonany, że powinienem sobie sprawić takie „cudo”…

Gdy już opadł kurz na strzelnicy a w skroniach przestała pulsować krew, gdy po zdjęciu słuchawek świergot ptaków zaczął znowu docierać do uszu, usiadłem na krzesełku pod strzelnicową wiatą i zacząłem się zastanawiać – dla kogo tak naprawdę jest Micro Roni w naszym kraju?

Dla kogo jest Micro Roni?

Na wstępie zacząłem się zastanawiać, czy konwersja znalazła by zastosowanie w służbach mundurowych w naszym kraju. Z pewnością w każdej formacji znalazły by się specyficzne sytuacje, w których Micro Roni czy inny egzoszkielet by się sprawdził – ot, chociażby jako wyposażenie „na stanie” radiowozu patrolowego. W przypadku gdy funkcjonariusze byliby zmuszeni do interwencji wobec uzbrojonego, aktywnego napastnika np. terrorysty, taka konwersja byłaby lepszym rozwiązaniem niż „czysty” pistolet. Inna grupa odbiorców to firmy ochroniarskie – zwłaszcza realizujące konwoje międzynarodowe. Pracownicy tych firm zazwyczaj wyposażeni się w broń krótką, gdyż uzyskanie zezwoleń na przewóz broni długiej nie jest rzeczą łatwą i szybką. Ale nie czarujmy się – w większości przypadków żadna konwersja nie zastąpi pistoletów maszynowych. Zwłaszcza, że pistolet wciąż zostaje pistoletem – jego szybkostrzelność jest uzależniona od szybkości palca strzelca.

Tutaj dochodzimy do sedna: a co jeśli jesteś pasjonatem, który dopiero zaczyna swoją przygodę ze strzelectwem, lubisz spędzać czas na strzelnicy, lubisz – jak ja – strzelanie dynamiczne, a do tego masz ograniczone możliwości finansowe i mieszkasz w bloku na trzecim piętrze?

No to policzmy:

Konwersja to koszt ok 1300 – 1500 zł, CZ P-10c niecałe 2000 zł. Licząc na okrągło za ok. 3500 zł, świeżo upieczony pasjonat strzelectwa uzyskuje całkiem sprytny zestaw do treningu strzeleckiego: pistolet i „pistolet maszynowy”. Już słyszę oburzone głosy: „no przecież to nie jest prawdziwy pistolet maszynowy, nie strzela ogniem ciągłym!”. No to pytam – a który z tych pistoletów maszynowych, które może kupić „zwykły” posiadacz promesy ma taką możliwość? No właśnie!

Mamy więc pistolet za 2000 zł i „pistolet maszynowy” za 1500 zł. Oczywiście jakby poszukał, to na rynku broni używanej dostaniemy historyczne UZI, Raka czy Skorpiona. Ale to raczej broń dla kolekcjonerów a nie do intensywnego eksploatowania na strzelnicy. No i tylko ten pierwszy strzela „tanią” amunicją. Zresztą pod tym względem to jedyną konkurencją mógłby być jeden z AR-ów w bocznym zapłonie ale to lekko licząc 2500 zł i trochę nie to samo co PM. Cywilne wersje współczesnych PM-ów to to już wydatek od 4000 w górę a wymarzona przez wielu cywilna wersja MP-5 (SP-5) to już kwota ponad 10 000 zł.

Dodatkowo polski PM-98 to już ok 2,5 kg a wspomniany wcześniej SP-5 to 2,1 kg. Zestaw Micro Roni + CZ P-10c to ok. 1.5 kg. Spokojnie zmieści się w plecaku i nie będzie nam zbytnio ciążył podczas wspinaczki na trzecie piętro. Nie zapominajmy również, że Micro Roni to w myśl polskiego prawa nie jest broń palna – nie tracimy na niego promesy i nie musimy trzymać w szafie pancernej co nie jest bez znaczenia dla osób mieszkających w bloku i posiadających jedynie mały sejf na broń krótką.

No i co? Może warto się zastanowić.