DUBELTÓWKA

Początek nowego roku to czas podsumowań. Nie mam wątpliwości, że w każdym takim podsumowaniu, które czytaliście ostatnio słowo “pandemia” i “covid” było odmieniane na wszystkie sposoby. Tymczasem w zalewie maseczkowo – lockdownowych newsów większości z nas – w tym również mnie – umknął inny – wstrząsający fakt. W czerwcu ubiegłego roku popularna, trzyliterowa stacja telewizyjna (zaczynająca się na H a kończąca na O) ogłosiła, że w ramach sprzeciwu wobec przemocy z użyciem broni palnej ta ostatnia nie pojawi się więcej w filmach animowanych realizowanych na jej zlecenie. Tak więc po przeszło 80 latach na ekranie i występie w 63 produkcjach, jedna z najbardziej ikonicznych postaci pop-kultury Elmer J. Fudd został pozbawiony swojej dubeltówki! Od teraz popularny myśliwy w zielonym wdzianku z charakterystyczną wadą wymowy, od lat usiłujący dorwać Królika Bugsa i Kaczora Daffyego będzie uganiał się za nimi m.in. z ….. kosą. Nie będę tutaj silił się na ocenę tego co musi siedzieć w głowach scenarzystów Looney Tunes – oceńcie to sami. Mi w każdym bądź razie ciarki przebiegły po kręgosłupie gdy wyobraziłem sobie moment w którym Elmer dogania Bugsa.

Jednak odgrzebana w przepastnych archiwach internetu informacja o ekranowej śmierci popularnej dwururki, uświadomiła mi pewną ciekawą rzecz. Zdarza się, że oprócz organizowania treningów strzeleckich i kursów dla tych, którzy chcą przeżyć dłuższą przygodę z bronią palną, jestem proszony o zorganizowanie strzelań rekreacyjnych. Dla mnie i instruktorów, którzy prowadzą je ze mną, to nie są łatwe zajęcia. Oprócz warunku bezwzględnego – bezpieczeństwa, muszę sprawić by na twarzach uczestników pojawił się szczery i niewymuszony uśmiech. Czasami przed strzelaniem uczestnicy pytają czy będą mogli strzelić z “kultowej” broni, najczęściej wymieniając przy tym glocka lub “kałacha”. Tymczasem gdy obserwuję ich reakcje w trakcie strzelania zauważam, że przysłowiowy “banan” wcale nie pojawia się po strzelaniu z ikony radzieckiej myśli rusznikarskiej a właśnie z …. tak, tak – z dubeltówki. Dlaczego? O tym później. Najpierw ustalmy kilka faktów.

Broń myśliwska…

Dubeltówka to zasadniczo broń myśliwska, śrutowa, posiadająca dwie komory nabojowe i dwie lufy. Tak więc z wielkim prawdopodobieństwem każdy z myśliwych jest w stanie powiedzieć Wam więcej o jej konstrukcji niż ja. Nie zmienia to faktu, że wystarczy poszukać w wikipedii i już dostajemy jej podstawową definicję. W mojej opinii idea połączenia dwóch luf w jednej broni to pomysł bardzo stary, mający swoją genezę w czasach, gdy ładowanie broni palnej trwało baaaardzo długo – jak chociażby w broni skałkowej czy jeszcze wcześniej w konstrukcjach z zamkiem lontowym. Dwie lufy pozwoliły oddać dwa strzały praktycznie jeden po drugim. Nie dokonywałem szczegółowej analizy źródłowej, w końcu to blog a nie praca dyplomowa, ale wcale bym się nie zdziwił gdyby takie konstrukcje pojawiły się już w XVII wieku.

Mogę natomiast założyć się o czapkę Elmera Fudd’a, że pierwsze tego typu rozwiązania powstały na użytek armii a potem dopiero trafiły na “rynek cywilny”. Niestety tak jest od wieków, że to wojna napędza technologię – nie tylko w strzelectwie.

Dwie lufy nabijane śrutem

Dwie lufy nabijane śrutem trafiły więc “pod strzechy” i musiały sprawować się naprawdę nieźle bo bez wątpienia stały się jedną z najpopularniejszych konstrukcji strzeleckich świata. Być może do jej popularności przyczyniła się funkcjonalność – dla nie wyszkolonego strzelca łatwiej jest trafić królika wiązką śrutu niż pojedynczą kulą. Być może przyczynili się do tego rządzący – w wielu krajach prawo pozwalało posiadać broń śrutową podczas gdy broń kulowa była dostępna wyłącznie dla wybranych. Nie wiem. Wiem, jednak że człowiek to istota wyjątkowo pomysłowa. Kiedy ma problem do rozwiązania stara się go rozwiązać przy pomocy tego co ma pod ręką. Gdy okazało się, że trzeba iść walczyć z zaborcami w powstaniu – brano do ręki śrutówki które były pod ręką – nawet dorobiono do niektórych bagnety. Gdy trzeba było bronić dyliżansu przed indianami na Dzikim Zachodzie – w ręce załogi trafiły dubeltówki w których skrócono lufy by siedząc na koźle woźnicy móc je trzymać na kolanach. Gdy wreszcie w południowych włoszech lokalny mafiozo potrzebował narzędzia do porachunków z nielubianym sąsiadem – upiłował w dubeltówce lufy i kolbę by łatwiej schować ją pod marynarką i poszedł załatwiać sprawy. Tym sposobem dubeltówka z broni o łowieckim rodowodzie przenikała do publicznej świadomości jako broń wielu zastosowań – kultowa.

Gwiazda kina

Ale skoro zaczęliśmy od gwiazdy kina więc zobaczmy jak dubeltówka odcisnęła swoje piętno w branży rozrywkowej. Według IMDb (Internet Movie Database) czyli największej bazie danych na temat filmów i wszystkiego co z nimi związane, dubeltówka zagrała w 534 filmach. Pojawia się już w 1918 roku w niemym filmie “Tarzan of the Apes”. A jeśli nie udało Wam się zobaczyć tego filmu w kinie to może znacie takie filmy jak “Ojciec Chrzestny”, “Czterej pancerni i pies”, “Skyfall” czy “Tożsamość Bourne’a” (o “Rio Bravo” nie wspomnę bo w westernach dubeltówka to oczywista oczywistość). A przecież filmy to nie wszystko!!! Branża gier video – dubeltówkę znajdziemy tutaj m.in. w: “Call of Duty”, “Fallout”, “Far Cry” czy słynny w ostatnim czasie “Cyberpunk 2077”. Nawet w Japonii – kraju w którym prędzej znajdziesz automat z używaną bielizną niż sklep z bronią palną – dubeltówki znajdziemy w kultowych seriach anime takich jak Nichijou czy Gosick. W świetle tych faktów zabranie dwururki Elmerowi wydaje się być czynem okrutnym i pozbawionym sensu.

Jak to więc jest z tą dubeltówką?

Co sprawia, że osoby przychodzące na strzelania rekreacyjne tak lubią strzelać z tej broni. Powiem Wam wprost – nie mam pojęcia. Być może ma to związek z amunicją – naboje do strzelby kal. 12 to naprawdę spore “patrony”. Niewiele amunicji kulowej może się nią równać pod względem rozmiarów. W dłoni mieści się maxymalnie trzy sztuki….

A może zauroczenie przychodzi przy ładowaniu, jest coś magicznego gdy wsuwając naboje do luf usłyszymy charakterystyczne “puffff”….

A może magia dubeltówki przychodzi w momencie gdy strzelającego po raz pierwszy zaskakuje odrzut przyłożonej kolby. Wielka strzelba, z dłuuuuuugą lufą, wielkimi nabojami, drewno i metal!!! Dla strzelającego po raz pierwszy jasnym jest, że to musi “kopać”. Tymczasem na zajęciach organizowanych w ramach szkoleń strzeleckich, zazwyczaj przy pierwszym strzelaniu ładuję strzelbę drobnym śrutem, który daje niewielki odrzut. Zaskoczenie zawsze widać na twarzy strzelającego. Tak samo zresztą gdy na końcu strzela z “breneki” 🙂

A może kluczowym czynnikiem wywołującym “banana” na twarzy strzelającego jest właśnie efekt strzału śrutem… Nie trzeba zbyt dokładnie celować, nie trzeba być doskonałym strzelcem, w zasadzie wystarczy w ogóle coś widzieć i skierować lufy w kierunku tarczy (lub arbuza) – efekt jest zawsze zadowalający – jakać “dycha” się trafi. A wracając do analogii filmowych to myślę że w kultowa scena Matrixa wyglądałaby zupełnie inaczej, gdyby unikający pocisków Neo miał naprzeciw siebie pana Smitha z dubeltówką:)

A może frajdy dopełniają wylatujące wysoko w powietrze łuski wyrzucane przez eżektory… Pamiętam jednego z klientów, który poprosił by mógł kilka razy załadować dubeltówkę pustymi łuskami tylko po to, by potem ją “złamać” i zobaczyć jak są wyrzucane w powietrze….

Być może odpowiedź na pytanie “dlaczego zakochałem się w dubeltówce?” każdy musi odnaleźć sam. Wystarczy umówić się z nami na strzelanie rekreacyjne i już można zbierać pierwsze doświadczenia. Ja wiem jedno – na mojej twarzy uśmiech pojawia się zawsze gdy po oddaniu strzału i wyjęciu łusek widzę wydobywające się niespiesznie z luf dwa pasma dymu prochowego. Dubeltówka to z pewnością coś więcej niż broń myśliwska.

PS.

Dla tych którzy twierdzą, że dubeltówka jest popularna bo jest prosta i tania – dwa słowa wyjaśnienia. Ani prosta, ani tania. Nowe dubeltówki kosztują od kilku do kilkunastu tysięcy złotych. I chociaż sama idea dwóch połączonych luf nie jest być może zbyt skomplikowana to wykonanie już takie proste nie jest. Problemem jest precyzja wykonania. Dwie lufy muszą być przylutowane do środkowego żebra w taki sposób, aby w ustalonej odległości od lufy rozrzut śrutu uderzał w to samo miejsce. Mechanizm zamka z dwoma iglicami również wymaga utrzymania reżimów tolerancyjnych. No i wreszcie lufy – lufa zawsze stanowi najdroższą część broni a tutaj dodatkowo mamy dwie. Dlatego dobre dubeltówki nie zjeżdżają z taśmy produkcyjnej. Najczęściej produkowane są ręcznie przez doświadczonych rzemieślników, którzy dają gwarancję precyzji wykonania. I kosztują niemało.Tym którzy chcą zobaczyć jak wygląda proces produkcji takiej broni w jednej z najsłynniejszych wytwórni broni – Holland and Holland, polecam film pod tym linkiem: